Strona:PL Tadeusz Chrostowski-Parana.pdf/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pracą, mogłem przekonać się po strzale, którym zraniłem skrzydełko: po upadku na ziemię ptaszek zerwał się natychmiast, i, wlokąc za sobą opuszczone skrzydełko, niezwłocznie wdrapał się na łodygę, by podjąć znowu przerwane jej opukiwanie. Z głębi zarośli dolatywała mię dźwięczna nutka błotnego gatunku garncarza (Phacellodomus), zobaczyć jednak ptaszka było niełatwo, gdyż trzyma się uporczywie zarośli, niekiedy tylko ukazuje się na moment, poczem znika natychmiast, wyrzucając z gardziołka w błyskawicznem tempie całą kaskadę dźwięków. Jeszcze ostrożniejszą była malutka muchołówka, szaro zielona z podpalanemi bokami głowy (Euscarthmus gularis): ta, chwytając wlot muszki i komary, przelatujące między łodygami trzciny, pilnie baczyła, by nawet koniuszczka dziobka nie wychylić poza chroniącą ją osłonę roślinną. Natomiast gatunek mrówkołowa Formicivora ferruginea — zachowywał się zupełnie inaczej; na mój widok nie krył się lękliwie w głębi trzcin, lecz przeciwnie — wyśpiewując swe milutkie trele, zbliżał się coraz bardziej i wreszcie, dosięgłszy najbliższej od mej głowy gałązki, jął bacznie obserwować niewidzianego nigdy gościa.
I nietylko pierzastych obywateli posiadały zarośla trzcinowe: nieprzeliczona moc komarów i moskitów obrała tu sobie również