Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w obliczu rozżalonego narodu, milczeniem swojem trzymać pod pręgierzem biednego Goszczyńskiego, który dotrwał, jako objekt tej zemsty, na stanowisku do końca, bo umarł prawie równocześnie z Fredrą. Oczywiście jeżeli mamy wierzyć, że przyczyną zamilknięcia Fredry był ów nieszczęsny artykuł Goszczyńskiego, jak to w skrócie wszystkie podręczniki literatury do wierzenia podają. Ja osobiście mam wątpliwości. Przeczytałem ów artykuł: trudno w nim dziś dojrzeć czegoś takiego, coby mogło sprawić aż tak złowrogie skutki. Przedewszystkiem, ów najcięższy zarzut „niepolskości“ był tu zbyt hojnie rozdzielony, aby mógł być aż tak bolesny. Przyznając np. zasługi Mickiewiczowi, Goszczyński „nie może go nazwać najoryginalniejszym z polskich poetów i narodowym w ścisłem znaczeniu tego słowa“. Poezje jego są „tak polskie, jak frak uszyty z polskiego sukna wedle zagranicznych żurnalów“; Mickiewicz idzie „ubitą drogą cudzoziemczyzny“. Słowackiego też nie uważa Goszczyński za „oryginalnego i narodowego pisarza“. Przeciwstawia natomiast tym poetom — Tymka Padurę; z czego wynika, iż dla Goszczyńskiego polska literatura byłaby dopiero wówczas polską, gdyby została... ukraińską. Taki artykuł nie powinien był chyba aż tak zranić wielbionego przez publiczność pisarza. Ale atak ten nie był odosobniony. Obok Goszczyńskiego wyruszył Pol, który, choć umiarkowańszy, mieni Fredrę „reprezentantem francuszczyzny, malownikiem salonów“. Zważmy: dziś takie Śluby panieńskie każą nam czcić jako komedję „narodową”, do Gucia i jego obcisłych spodni modlić się niemal jak do polskiego świątka; ale dla współczesnych to była komedja salonowa, jakieś flersowskie Miłość czuwa — grane na pobojowisku... Bo straszliwa była ta epoka, w któ-