Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Obrachunki fredrowskie.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rej, ze spokojnym nietaktem geniuszu, wyszczerzył zdrowe zęby śmiech Fredry: epoka nastroszona szubienicami, brzemienna klęskami, rewolucjami, rozrachunkami z przeszłością. Dawajże Śluby panieńskie Belwederczykom, którzy znali — inne śluby! A w czem najbardziej krwawa ironia, to że sam autor tej uroczej komedji był junakiem nad junaki, żołnierzem bez skazy, bohaterem spod Moskwy i spod Lipska; nic nie pomaga, wszyscy odsyłają go do salonów. „Wierszowane obrazki ckliwego życia wielkiego świata, bez krytyki na jego słabe strony“; — „ani wyższej idei, ani głębszego pojęcia charakterów, ani dowcipu niema“... pisze o Fredrze, w swoim Zarysie piśmiennictwa, młody Edward Dembowski. Tego kasztelanica-demokratę, gotującego się chwycić nóż w zęby przeciw szlachcie, musiał mierzić szlachecki konformizm Fredry. To pisał Dembowski w r. 1845; ale przypadkowo zajrzałem do Historji literatury Juljana Bartoszewicza z r. 1860, przedrukowanej przez syna jego Kazimierza w roku 1877: dziwne rzeczy tam wyczytałem! Powtórzywszy mniejwięcej najdotkliwsze dawne krytyki („Przyjaciele mówią, że Fredro doskonale maluje salony... Ale przeciwnicy, i ci mają tutaj daleko więcej słuszności po sobie, utrzymują, że wiersz gładki nie stanowi poezji, że płynny jak woda ma także i smak wody“ etc.), autor dodaje jeszcze od siebie, że „barwa francuska, a bez oryginalności... niema natury... nie świat, nie życie, ale figury jakieś parawanowe... U Fredry (pisze dalej) gorzej jeszcze jak w starym Zabłockim. Istota komedji jego w tem, że kobiety przebierają się za mężczyzn, mężczyźni za kobiety, panny ślubują sobie nigdy nie iść za mąż, że mąż zazdrosny udaje kogoś obcego, lokaje i subretki jak niegdyś w komedjach francuskich. Polskości mało.