Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Nasi okupanci.djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zji co mogły, aby tę reputację usprawiedliwić. To jest centrala gazów trujących. A jaki rozwinięto terror wśród swoich, świadczy fakt, że, kiedy niepodejrzany chyba o »bezbożnictwo« ksiądz Urban, jezuita, powiedział swoje niezależne słowo, natychmiast, najwyraźniej »pod rewolwerem«, musiał w upokarzającej formie wszystko odwołać i wszystkiego się wyprzeć.
Ale to, co znają czytelnicy pism stołecznych, niczem jest w porównaniu do tego, co się dzieje w całej Polsce, na prowincji. Tam dopiero działa się słowem i pismem! Ambona, wiec, gazetka lokalna... System zawsze jeden: podają fałszywe tezy, dorabiają do nich fałszywy komentarz, na tej podstawie uzyskują lub wymuszają rezolucje i protesty obałamuconej ludności, te protesty znów przez centralę wysyłają w świat jako »żywiołowy odruch społeczeństwa«, i tak wkółko.
Czyni się to w sposób najbardziej bezwzględny, zarazem obliczony na grubą ciemnotę. Zohydza się projekt niemiłej ustawy jako bolszewicki, bezczelny, bezwstydny, bezbożny (same b). Zwłaszcza »bolszewicki«; przyczem oczywiście przemilcza się, że jest on jedynie bardzo zapóźnionem zrównaniem z urządzeniami od lat istniejącemi w całej Europie. Opowiada się w drastycznej formie, że rząd chce wprowadzić »psie małżeństwa«; że chodzi o to, aby każdy mógł co tydzień zmieniać żonę, rzucić starą a brać młodą; przemilcza się zaś to, że rozwód cywilny, ze swoim szeregiem warunków i swoją wie-