Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dodaje żartobliwie — przysyłając mu te praktyczne upominki, zapomniała o ochronie tego, co się najbardziej i najczęściej na koniu jeżdżąc psuje i w czym to bywa, co by nie miało być w poślednim u najukochańszej najwdzięczniejszej muszeczki respekcie. „Jeśliby się tego wstydać, to by lepiej tego nie mieć, czego by się wstydać albo zapierać kto miał. Proszę na to o respons, bo bym to u kogo innego gdzie zafantował“.
Otośmy daleko odbiegli od żałoby po matce...
Ten list, datowany ze Szczebrzeszyna dn. 26 listopada 1672 r., żałobny i jowialny na przemian, ale zawsze miłosny, zapełnia kilkanaście ćwiartek pisma; ale w kilka dni później, dn. 1 grudnia, idzie nowa epistoła, jeszcze sążnistsza, wyłącznie już pełna sercowych zażaleń. Najbardziej drażnią Sobieskiego pisemne czułości ukochanej, gdy im nie odpowiada dotykalna realność przy spotkaniu; widzi — pisze jej — że szczęśliwszy jest milion razy kiedy jest absent; wówczas go pragną w listach i w imaginacji obłapiają, całują od stóp aż do głowy; a jak przyjedzie, pierwszy dzień jakożkolwiek, drugi mniej, a trzeciego jak owa co się rada przejada potrawa. Nieraz już prosił jej, aby go nie tylko w sercu kochała ale i powierzchowną miłością, bo on bardzo lubi być karesowany; przyuczył się do tego, że gdzie go kochano, tam go bardzo karesowano; a przecie tego się u niej uprosić nie mógł! Teraz — oznajmia bardzo poważnie Marysieńce — przyszła stanowcza chwila. Za cztery dni wyjedzie i pośpieszy do niej spróbować jeszcze raz, czy też ona dotrzyma tego, co w listach swych obiecuje. Zwyczajnie grzeczne damy i kocha-