Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ry kończy tak: „O insze wszystkie listy mniej dbam, niechby je czytał jako chciał“.
Te „insze listy“, to mogły być najważniejsze dokumenty spisku!
Znów trzeba nam wrócić do tych rozkosznych listów małżeńskich, choć od powrotu Marysieńki do Polski jest ich niewiele, ile że mniej z sobą, bywali rozłączeni. Bądź co bądź, mamy dwie olbrzymie epistoły pana hetmana, datowane ze Szczebrzeszyna, miejsca konfederacji, w momencie gdy, jak sam twierdzi, przeszedł Rubikon i gdy ważyły się losy tego najdobroduszniejszego z Cezarów.
Jak zawsze, zaczyna się od wymówek. Marysieńka poniosła bolesne straty, poległ jej brat, umarła matka. Otóż ona, zawsze nie dość uczuciowa w stosunku do męża, była bardzo gorąca w swoich przywiązaniach rodzinnych. Szalała z rozpaczy. Sobieski dowiaduje się, że po śmierci matki sześć dni nie jadła, nie spała, nikogo do siebie nie puszczała, a nawet i światła widzieć nie chciała! Czyż to nie znaczy — wykrzykuje — że chciała się zabić własną ręką? A co z nim? Sobieski, ten subtelny kochanek, bardziej jeszcze zazdrosny o uczucia niż o fakty, widzi w tym ujmę dla swojej miłości. I on — pisze — kochał swoją matkę, a wystarczyło mu jedno widzenie, jedno słowo Marysieńki — mimo że jeszcze marzyć nie mógł wówczas, aby była kiedyś jego — aby mu to ujęło żalu a przydało konsolacji. Po czym, w tym samym liście, o kilkanaście wierszy dalej, dziękuje jej za jakieś poduszki, które mu przesłała w podarku; od tych poduszek — pisze — to się z łóżka wstać nie chce: tę tylko mają wadę, że jej nie ma na nich i przy nim; ale czemu —