Strona:PL Swinburne - Atalanta w Kalydonie.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tej nam łaski nie dano od losów!
Tam, gdzie morze dosięga swych granic,
Któż rozpozna blask ócz twych i włosów?
Blask twych piersi, co ogniem się znaczą,
Rozpłonionym w złotym kręgu słońca
I w tych hyżych płomieniach niebiosów?
Zali nie masz litości? Azali
Chcesz nas karmić żądzą i rozpaczą?
Wojsk pobitych żorotą bez końca?
Skargą, bólem beznadziejnym, łzami,
Kiedy miasto za miastem się wali,
Kiedy brat tu powstaje na brata,
Kiedy druh tu krwią druha się plami?
Ostateczny-ż to dar twój dla świata?
Zlituj się, matko, nad nami!

Wszak od wieków klątewne twe dłonie
Przeciw wszystkim nam ludziom powstały!
I bogowie padali przez ciebie —
Takie wieści nam przyszły na ziemię.
Możnych królów w złocistej koronie
Twe pociski dosięgły, twe strzały;
W pianie morskiej twa wola ich grzebie,
W proch obraca ich władztwo, ich plemię.
Wszyscy, wiekiem zmęczeni i troską,
Śmierć znaleźli przez ciebie; złe losy
Wszak i Tyro spotkały z twej ręki,