Strona:PL Swinburne - Atalanta w Kalydonie.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie tak, matkoś urodzić się miała —:
Przecz się w dzień ten i śmierć nie zjawiła?
Przecz nie przyszły smutek, trwoga, lęki
I te płacze i rąk tych łamanie
I ta ludzi żałobnych nawała
I to bicie się w piersi i siła
Zgiętych kolan i w uszach te jęki,
Jakby kraje ginęły, i łkanie,
Jakby naród rzucano gdzieś w pęty!?
Krzyk rozpaczny ulata do góry,
Dziki orkan grzmi na oceanie,
Skargi kobiet u morskich wybrzeży,
A pod tobą wyjące odmęty,
Raf, co statki druzgocą, ponury
Grzmot i noc ta, ponadmiar wyrosła —
Mrok straszliwy naokół się szerzy,
Topi żagle podarte i wiosła!
Fala w fale uderza, opiła,
Bałwan kruszy bałwany, deszcz siecze,
Przynoszący zniszczenie tej ziemi;
Ni to wilków rozszalałe stada,
Wyją wichry gardłami dzikiemi;
W czas porodu giną płody człecze,
Ślepe stwory pochłania mogiła,
Głód żniwuje, sporysz żyto zjada —
Oto chwila dla ciebie wspaniała,
Oto kiedy-ś urodzić się miała!
My to znamy; znać ciebie? To na nic!