Strona:PL Sue - Tajemnice Paryża.djvu/381

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bo między nim a mną, między nim a innymi istnieje duży przedział.
— Dlaczegóż opuściłaś szczęśliwe schronienie, które znalazłaś na folwarku?
— Niestety, wbrew mej woli. Przed kilkoma dniami — dodała Gualeza drżąc na samo wspomnienie — szłam na plebanję, kiedy niegodziwa kobieta, która mnie dręczyła w młodości, ze wspólnikiem, zasadzeni w parowie, rzucili się na mnie, związali i unieśli do fiakra. Zaledwie fiakr ruszył, kobieta koniecznie chciała mi twarz spalić witrjolem, żeby minie oszpecić.
— Co za — okropność! Biedne dziecię! któż cię od tego uchronił?
— Jej wspólnik, ślepy, zwany Bakałarzem. Wszczęła się walka między nim i Puhaczką, lecz Bakałarz zmusił ją do wyrzucenia oknem butelki z witrjolem. Noc była ciemna. W półtorej godziny powóz zatrzymał się na równinie Saint-Denis, człowiek na koniu czekał tam na nas, a na jego pytanie: — Czy macie ją przecie? — Mamy, odpowiedziała Puhaczka. Jeżeli pan chcesz pozbyć się dziewczyny, najlepiej będzie, jeśli ją położymy na ziemi, ja ją przytrzymam i pojazd po niej przejedzie, będą myśleli, że przypadek.
— Ach, okrutna!
— Puhaczka byłaby tak zrobiła. Szczęściem ów konny powiedział, że nie chce, aby mi się stało co złego, że trzeba tylko przez dwa miesiące trzymać mnie w tak ścisłem zaniknięciu, abym nie mogła ani wyjść, ani do nikogo napisać. Puhaczka przekładała, żeby mnie osadzić w szynkowni Czerwonego Janka, na Polach Elizejskich i zamknąć w piwnicy. Konny zgodził się na to, obiecując, że po dwóch miesiącach zapewni mi los lepszy, niż miałam na folwarku Bouqueval.
— Jakaż dziwna tajemnica!
— Ten człowiek dał Puhaczce pieniądze, obiecał jej dać