— Mam kabryjolet i wydaję najmniéj dwadzieścia tysięcy franków rocznie.
— Kiedy tymczasem ja i moja chrzestna córka z głodu umieramy, z naszemi dwudziestu soldami dziennie, i to, jeżeli je ona może zarobić! — rzekła chora z goryczą. — Otóż to sprawiedliwość świata!
— Nie! to nie jest sprawiedliwie, matko Lacombo, — zawołał kommendant de la Mirandière. — Nie, to nie jest sprawiedliwość, i właśnie przybywam tutaj, ażeby koniec położyć téj niesprawiedliwości.
— Jeżeli pan tu przyszedł ażeby sobie drwić zemnie, — rzekła chora głosem zagniewanym i groźnym, — to proszę mi dać pokój!
— Ja miałbym drwić z ciebie, matko Lacombo, ja! Słuchaj i osądź z tego co ci chcę ofiarować. Czy chcesz mieć jeden wygodny pokój w pięknym apartamencie, kobiétę do twojéj wyłącznie usługi, pański obiad i pańską kolacyję, kawę zrana, i pięćdziesiąt franków miesięcznie na tabakę, jeżeli zażywasz, lub na inne wydatki, jeżeli nie zażywasz. A cóż, matko Lacombo, cóż ty powiész na to?
— Co ja powiem... co ja powiem... powiem że to kłamstwo, albo, że w tém wszystkiém
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/73
Wygląd
Ta strona została przepisana.