Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zatrzymał się przed starcom, podając mu z uszanowaniem rozmaite rzeczy chłodzące, których on wszakże odmówił; starał się potém, ale na próżno, odgadnąć cel i warunki tego zebrania gości, którzy go dokoła otaczali; mężczyzni, prawie wszyscy skromni lecz czysto ubrani, jedni we frakach, drudzy w surdutach, inni w nowych bluzach, zachowywali się przyzwoicie, z pewném poszanowaniem, niemal z pewném zadowoleniem, że byli uczestnikami téj uroczystości; a jednak, nie zdając się wcale być zachwyconymi przepychem tego pałacu, wszyscy wyglądali jak gdyby się w swoim znajdowali żywiole, jak gdyby im to wszystko od dawna już było znane.
Kobiéty, matki i córki, pośród których wiele było bardzo pięknych, podziwiały z całą naiwnością przepych pałacu, czyniąc pocichu rozmaite spostrzeżenia; panienki, bez żadnych ozdób błyszczących, prawie wszystkie były w białych sukienkach z materyi niedrogiéj, ale świeżości uderzającéj.
Starzec, pragnąc jak najprędzéj odgadnąć tę tajemnicę, zbliżył się do grona kilkunastu osób składającego się z mężczyn i kobiét, stojących przed owym wielkim kominem