tak cudownie przygrywał. Otóż ja, co mam pretensyję najlepszego obchodzenia się z milijonami, jabym kanonizował mego wuja: tego heroicznego męczennika skąpstwa, gdyby hojna sprawiedliwość przyzwoliła, ażeby te cudne instrumenta rozrzutności jakie on wyrabia, zbierając grosz do grosza, wpadły kiedy w moje ręce.
— O! mój Boże!
— Cóż ci jest Ludwiku?
— Więc ty nie wiész?
— Co takiego?
— Tak jest, wszakże mój biédny ojciec pisał do mnie, że pan Ramon nagle powziął zamiar przyjechania do Paryża.
— Mój wuj jest w Paryżu?
— Ah! Florestanie! dziwne zdarzają się wypadki!
— W jaki sposób ty mi to mówisz? Co to wrzystko znaczy?
— Więc to ja, w podobnéj chwili, i po takiéj właśnie rozmowie mam ci oznajmić!... Ah! zaiste, dziwne to zdarzenie!
— Co masz tui oznajmić? Co w tém jest dziwnego?
— Mówiłem ci o zamiarach mego biédnego
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/226
Wygląd
Ta strona została przepisana.