niczem; wciągu życia swego jest nienawidzonym, wystawionym na tysiączne szyderstwa; wié on o tém dobrze, równie jak i o tém, że skoro tylko oczy zamknie, jego spadkobiercy radośnie na jego grobie tańczyć będą, pijąc za zgon starego łapigrosza, starego i obrzydłego Harpagona. Tak, skąpiec wié o tém wszystkiém, biédna, poczciwa dusza! A jednak pokaż mi chociaż jednego, któryby przewidując to wszystko, dla pomszczenia się po śmierci, ukrył razem z sobą swoje skarby? Wszakże to rzecz tak łatwa! (Dwa milijony biletami można spalić w ciągu pięciu minut). Ale nie, ci poczciwi skąpcy pełni pobłażania i względności, zapominając o doznanych obelgach zostawiają swoje skarby swoim spadkobiercom. Słuchaj. Ludwiku, czy ty znasz cóś podobnego do męczęństwa skąpca? Męczeństwa, które trwa nie jednę chwilę, nie jednę godzinę, ale całe jego życie, bo skąpiec powtarza sobie ustawicznie: „Skarb ten zebrany z takim trudem, ceną niesłychanych ofiar, skarb ten nie dla mnie przecież jest przeznaczony. Nie, nie, przyjdzie fatalna chwila, kiedy to złoto, o które dbam jak o moją własną krew, strwonione będzie na szalone zbytki, na rozmyślne
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/222
Wygląd