Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

broczynna ręka, która obficie wylewa na wewnątrz te zbawienne zdroje, i zieloność, kwiaty jakby czarodziejską rószczką wyprowadzone, powstają w miejscu niegdyś tak smutném i nagiém! Powiedzże teraz, Ludwiku, czy moje porównanie jest sprawiedliwe? Skarb ukryty skąpca nie jestże ową studnią głęboką, gdzie dzięki jego uporczywéj i śmiałéj oszczędności, bogactwa jego zbierają się kropla po kropli, grosz po groszu, ktore gdyby nie ów skąpiec, zostałyby strwonione bez żadnéj dla nikogo korzyści, te milijony kropelek miedzi, przeistoczonych w srebro potém w złoto, i które zgromadzone razem, tworzą jeden skarbiec, z którego potokami wypłyną zbytki, przepych, obfitość wszelkiego rodzaju!
— Doprawdy, Florestanie, — rzekł Ludwik oderwany nieco od swéj boleści tym zapałem przyjaciela, — gdyby na mój sąd o postępowaniu mojego biédnego ojca mogło było wpłynąć przywiązanie synowskie, to powody jakie mi przedstawiasz, pod względem ekonomicznym, przekonałyby mnie przynajmniéj żem się wcale nie łudził.
— Wierzę temu bardzo, i na dobréj jesteś drodze, bo gdybyśmy na sknerę patrzeli ze