— Kiedy komu zadaję pytanie.... to czekam, mój panie, ażeby mi na nie odpowiedziano, — zawołał Ludwik głosem groźnym.
— Jakto, mój przyjacielu.... ty przemawiasz do mnie takim tonem?
— Taki jest mój sposób mówienia; a tym gorzéj jeżeli on panu jest niemiły!
— Dalipan! słuchaj mości panie, — krzyknął lichwiarz wstając nagle i głaszcząc swoje wąsy; poczém dodał tylko: — Zresztą! jużem ja odbył moją próbę, dawny żołnierz, niejedną naznaczony raną, wiele rzeczy mogę puścić mimo siebie. Odpowiém ci tedy, mój kochany klijencie, że nazwisko i adres tej dziewczyny dla tego znajdują się na moim bilecie, ponieważ napisałam je na nim dla mojéj pamięci.
— Więc pan znasz Maryję?
— Nie inaczéj!
— Starasz się pozyskać jéj przywiązanie?
— Trochę.
— I masz nadzieję?
— Wielką.
— A ja, mój panie zabraniam ci, ażeby twoja noga u niéj nie postała!
— Patrzaj! — rzekł zcicha do siebie lichwiarz, — to widzę rywal! Rzecz dziwna! Ah!
Strona:PL Sue - Milijonery.djvu/143
Wygląd
Ta strona została przepisana.