Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bardzo prawdopodobne... Ale cóż na to poradzimy? Gdybyśmy sami mieli więcej... ale pora roku droga i trzeba bardzo oszczędzać... Ach, jeszcze trzeba twój surdut wykupić z lombardu!
— Prawda!... Szczęśliwi bogacze, mogą sobie gwizdać na największy mróz!... Ale, czyś ty pewna, że ta dama to coś lepszego?
— No, przecież można to poznać po jej małych, ślicznych rączkach, po grzecznem wyrażaniu się i po każdym ruchu.
— A jej mąż?
— Pewno zbankrutował a podróżuje. A może to jaki hultaj, co żonę w trąbę puścił.
— Może i niezamężna — może biedaczkę jaki panicz uwiódł i porzucił... Rzadko się takie rzeczy zdarzają?
— I to bardzo możliwe — odpowiedziała Augusta. — Tacy to mężczyźni! Wam, albo trzy miesiące zabawy, a potem, bądź zdrowa, ukochana — rób sobie co chcesz, idź do szpitala, utop się, albo zdychaj sobie z dzieckiem z głodu i chłodu!
— Śliczne życie!...
— Opuścić własne dziecię... o, Boże!... A jednak, jakże to częsta rzecz — bogacze tego sobie nawet za ujmę nie uważają — ja, przyznam się, wołałbym już kogo zabić, albo ograbić.... Ale, czy ta biedaczka pracuje?
— Kobieta z dołu powiada, że od miesiąca, jak tu mieszką, kilkakrotnie przychodziły do niej jakieś panie, bogate zdaje się i pytały o hafciarkę.
— O, widzisz — odrazu połapałem się, że to jakaś dama z lepszej sfery; dawniej haftowała, bo to przyjęte między dystyngowanemi panienkami, a teraz się jej to przydaje, bo ma kawałek chleba.
— Masz słuszność, Piotrze. A jeżeli biedaczce brakuje drzewa...
— Zapewne; patrzaj, już i śnieg zaczyna padać i zimno na tym strychu musi panować niesłychane; musi być