Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czynę wielki niepokój. Chciałaby nam dopomódz, lecz nie była pewną, czy nie udzieli pomocy zbrodniarzom. Zdecydowałem się odezwać, i wyznaniem części prawdy, usunąć jej skrupuły.
— Czyś kiedy słyszała o panu Rankeillor z Ferry? — spytałem.
— Rankeillor, literat? — odrzekła, — słyszałam.
— Otóż do jego to domu dostać się pragnę — z tego już sądzić możesz, czy jestem złoczyńcą. Powiem ci więcej: chociaż prawdą jest, że, z powodu okropnej pomyłki, grozi mi niebezpieczeństwo utraty życia, jednak król Jerzy nie ma wierniejszego poddanego w Szkocji odemnie.
Twarz jej rozjaśniła się, a twarz Alana spochmurniała.
— To zupełnie mi wystarcza — rzekła, Rankeillor znany jest u nas.
Bardzo prędko umówiliśmy się, że udamy się do małego lasku na wybrzeżu, i tam czekać będziemy.
— Możecie mi zaufać, — dodała — już — ja znajdę sposób przedostania was na przeciwny brzeg.
Nie zwlekając, uścisnęliśmy jej ręce, i udaliśmy się do lasu.
Był to mały lasek, niedość gęsty, aby nas ukryć przed oczyma przechodniów od strony drogi, lub wybrzeża. Zmuszeni jednak byliśmy tam pozostać, napawając się świeżem, pięknem powietrzem, i ciesząc nadzieją bliskiego oswobodzenia.
W ciągu całego dnia jeden tylko spotkał