Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nas kłopot: nadszedł wędrowny grajek, i obrał sobie w naszem sąsiedztwie miejsce odpoczynku. Czerwononosy pijak, z kaprawemi oczami, z wielką flaszą whisky w kieszeni, opowiadał długą historję o krzywdach, które mu wszyscy wyrządzali, począwszy od Lorda Prezydenta, który mu odmówił sprawiedliwości, a skończywszy na woźnych sądowych, którzy mu jej więcej udzielili, niż pragnął.
Sprawiał on nam gorącą łaźnię swemi badawczemi pytaniami, a gdy odszedł, z niecierpliwością wyglądaliśmy chwili, w której będziemy mogli kryjówkę naszą opuścić,
Noc wreszcie zapadła, spokojna i jasna; światła ukazały się w domach i chatach i gasły wkrótce jedne po drugich. Było już po jedenastej; dręczeni okrutną trwogą — usłyszeliśmy wreszcie odgłos wioseł. Po chwili zobaczyliśmy czółno, a w niem wiosłującą dziewczynę.
Nie powierzyła nikomu naszej sprawy; skoro tylko ojciec jej zasnął, wyszła z domu przez okno, ukradkiem zabrała sąsiadowi czółno i sama, o własnych siłach, przyszła nam z pomocą.
Słowa były za słabe na wyrażenie naszej wdzięczności. Zresztą, przyjmowała je ona zmięszana i prosiła, żeby czasu nie tracić i zachować się cicho. Mówiła, że powodzenie naszego przedsięwzięcia zależy od pośpiechu i milczenia.