Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

framugę okna. Po długiej przerwie nieznajomy zapytał dziwnie zmienionym głosem:
— Czy umarł twój ojciec?
Na to pytanie oniemiałem ze zdumienia; spoglądałem w górę osłupiałym wzrokiem.
— No — ciągnął dalej — umrzeć musiał niewątpliwie i dlatego kołaczesz do drzwi moich. Czekaj — dodał po dłuższem milczeniu — wpuszczę cię do środka — i zniknął z okna bezzwłocznie.

III.
Zabieram z wujem znajomość.

Rozległ się brzęk spuszczanych łańcuchów, odsuwanych rygli, drzwi uchylono ostrożnie i przymknięto za mną spiesznie.
— Idź do kuchni, a nic tam nie ruszaj — odezwał się głos nieznajomego i podczas, gdy zajęty był zamykaniem na klucz zamków, ja udałem się, gdzie mi wskazano.
Ogień palił się tam jasno, oświecając tak pustą izbę, jakiej jeszcze nie widziałem w życiu; na półce było z pół tuzina talerzy, a wieczerza, zastawiona na stole, składała się z miski kartofli i kubka cienkiego piwa. Po za tem żadnego innego umeblowania w ponurym, sklepionym pokoju.
Skończywszy zakładać łańcuchy, gospodarz wszedł do kuchni. Był to zgarbiony, wątłej budowy ciała, z twarzą żółtawą mężczyzna, wieku nieokreślonego, między pięćdziesiątym a siedmdziesiątym rokiem.