Strona:PL Stevenson Dziwne przygody Dawida Balfour'a.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Prąd był silny w tem miejscu i odrzucił statek od brzegu. Dwóch ludzi trzymało za ster, a często kapitan własnoręcznie pomagać musiał. Daremne jednak były ich wysiłki; odetchnęliśmy dopiero swobodniej, gdy Riach, czuwający na przedniej części statku, zawołał, że widzi przed sobą wolne od raf morza.
— Miałeś pan słuszność — rzekł Hoseason do Alana — ocaliłeś statek; będę ci to pamiętał, gdy nadejdzie chwila obrachunku.
Sądzę, że nie stanowiło to próżnej z jego strony obietnicy, że byłby jej dotrzymał niewątpliwie, tak wielką cenę przywiązywał do dwumasztowca. Są to przypuszczenia jedynie, gdyż rzeczy inny obrót wzięły, aniżeli spodziewał się kapitan.
— Uważać! — krzyknął Riach — rafa od strony wiatru!
W tej samej chwili silny prąd uniósł statek i rzucił go z taką siłą na skałę, że wszyscy padliśmy na pokład, a Riach omało nie został strącony w morze. Zerwałem się w jednej chwili na nogi; rafa, o którąśmy uderzyli, znajdowała się w południowo zachodniej stronie wyspy Mull, w pobliżu malej wysepki Erraid. Chwilami prąd odpychał statek, chwilami rzucał go z większą jeszcze gwałtownością na skałę, tak, że słyszeliśmy łamanie się