Strona:PL Stendhal - Lamiel.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Za wiele biorę sobie na kark, rzekł sobie. Do djabła ta gąska z prowincji! Zgubiony jestem, wobec tego co mówią o moich interesach, jeśli, przy mojej pasji do koni, nie pokażę się w Chantilly“.
W wilję wielkiego dnia rzekł do Lamiel:
— Spróbuję skręcić kark, skoro pani okrucieństwo czyni mi życie tak nieznośnem.
To odezwanie oburzyło Lamiel.
„Ale skąd on to bierze że ja jestem okrutna? rzekła do siebie ze śmiechem: czy dał mi kiedy sposobność odmówienia mu czegoś serjo?“
Faktem jest, że towarzystwo kobiet, towarzystwo kobiet uczciwych, nudziło hrabiego; Lamiel, będąc jeszcze najzupełniej uczciwą kobietą, nudziła go jeszcze więcej. Zalecał się tedy do naszej heroiny siląc się na dowcip; nigdy nie spędził z nią sam na sam ani pięciu minut; sztuka jego polegała na tem, aby wmawiać w Lamiel, że on umiera z ochoty mówienia z nią, a że jej okrucieństwo broni mu tego szczęścia.
Lamiel bardzo obojętna na to co się nazywa miłość i jej rozkosze, powiadała sobie:
„Jeżeli się zgodzę żyć z hrabią, będzie mnie prowadził do teatru. Moje tysiąc pięćset pięćdziesiąt franków są już mocno nadwerężone; ale hrabia nie będzie mógł mi dać pieniędzy, sam nie ma.
— Nic nie zaszło nowego w mojej rodzinie, oznajmiła hotelarce; wybory opóźnione, pan de Tourte jest z pewnością potężniejszy niż kiedykolwiek, a pan X., ten liberał, redaktor Handlu, który mieszka tu na szóstem, powiada, że kongregacja wróci. Co począć, aby zarabiać na życie? Mam już tylko ośmset franków.
Lamiel zaabonowała się w dwóch czytelniach i spędzała cały czas na lekturze. Nie śmiała prawie się przechadzać ani jechać omnibusem sama. Zielone plamy na lewym policzku nie dawały jej już bezpieczeństwa. Była tak zgrabna, oczy jej tak się iskrzyły sprytem, że prawie codzień musiała odtrącać jakieś zaloty, czasami dość grube. Pozwalała sobie na rozmowę jedynie z panią Le Grand