Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/108

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Francyi bić się ostatni raz o wolność... A ja sam musiałem na to zdarzenie synowskiemi oczami patrzeć. Taka to jest tragedya polskiej szlachty... — uśmiechnął się swym mądrym, żałosnym uśmiechem.
    Odwrócił na chwilę głowę. Rzekł jeszcze:
    — To pani jest córką Antoniego Brynickiego! Nawet jest w oczach i w ustach podobieństwo. Kochaliśmy się z nim onego czasu, choć on był tak duży żołnierz, a ja żak mały ze szkół wojewódzkich...
    Wyciągnął rękę, ujął jej dłoń, ścisnął ją i mówił:
    — Szczęść ci Boże, panienko! Daj ci wszystko dobre!
    Panna Salomea chciała podziękować za to życzenie, lecz nie wiedziała jak. Słowa w gardle uwięzły. Podniosła na tego człowieka oczy nieulękłe i surowe.
    — A co? — zapytał.
    — Ja tu sama! — wyszlochała. — Ojciec był parę dni temu i poszedł znowu!
    — Taki los.
    — Taki los! A kto go zrobił?
    — Kto zrobił?
    — Pan!
    Spojrzał na nią z uwagą i ze spokojem. Czuła, że popełniła nie tylko ogromny nietakt, lecz i okrucieństwo. Nie wiedząc, dla czego i co czyni, zsunęła się z krzesła na ziemię i znalazła u jego kolan. Chciał ją podnieść, lecz chwyciła go za ręce i zajrzała w samą głąb oczu.
    — Panie! — krzyknęła.
    — Słucham!