Strona:PL Stefan Żeromski - Wierna rzeka.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sztowali mojego ojca, — Rafał mu było na imię, — za dawne — dawne sprawy z Machnickim. Byłem w szkołach i sam na świecie, sam w mieście, które mi się wtedy wydawało wielkie jak świat. W temsamem miejscu, gdziem na kwaterze mieszkał, były koszary strzelców konnych. Zaznajomiłem się z jednym wojskowym, nazwiskiem Brynicki Antoni. Przychodził on do mnie na pociechę, że to ojciec mój zamknięty był w dalekiej twierdzy... Brał mię ten wojskowy ze sobą do koszar, sadzał na swym koniu i na innych, których tylko zapragnąłem. Pokazywał mi na pociechę rynsztunek wojenny — pałasze, karabinki, kule i proch, ładownice, siodła, uzdy i ostrogi... Nosił mię na ręku i nie spuszczał z kolan... Opowiadał mi śliczne wojenne historye... Tyle to lat! Gdzie to człowiek nie był, czego nie widział po świecie, a każde jego stowo, jak żywe! Gdzie teraz jest ojciec pani?
— W partyi.
Olbromski przytwierdził skinieniem głowy. Spytał się:
— Dowodzi może jakim oddziałkiem? Jakie ma przezwisko?
— Tatko jest za prostego powstańca.
Skinął głową. Uśmiechnął się do tej panienki.
— A pański ojciec gdzie? — zagadnęła, ośmielona jego dobrotliwym wyrazem oczu.
— Mojego ojca dawnemi laty, w rzeź galicyjską, podjudzeni chłopi okrutnie zamordowali pod wsią Stokłosy nad Wisłoką. Piłą go żywego przerznęli w pół, gdy przyszedł w tamte strony z dalekiej