Strona:PL Stefan Żeromski - Wiatr od morza.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się bez trwogi w załamaniach belek i krokwi, w wieńcach węgłów i rysiów, ponad tkaninami, zrabowanemi, na wyprawach dalekich, a nawet kpiły swe gniazda u samych ust słonecznego bożyca, którego drewniane piersi wolno im będzie kalać smugami wydzielin. Wiatr niósł podczas zawiei tumany śniegu ku ścianom. Czasu letniej spiekoty do wnętrza, pogrążonego w tajemniczym półcieniu, poprzez szpary wstępowało światło przyćmione, wyróżniając na ciemnem tle występy belek, trzony słupów, zarysy wiązań i tajemniczą twarz świętej kłody.
A gdy którekolwiek z plemion weleckich miało rozpocząć jednę z zaczepnych czy obronnych wojen z Jutami czy Sasami, przedewszystkiem pytało o wyrok Swarożyca Radgasta w ziemi Ratarów.
Po złożeniu ofiary z pachnących kwiatów, z róż, ruty, barwinku, rozmarynu, — z wieńców, z owoców, — ze zwierząt, ptactwa, a częstokroć krwawej ofiary z ludzi, z książąt, z biskupów, na wojnie pojmanych, — kapłan ustanowiony dla obsługi świętego miejsca, biało odziany, z włosami w warkocz długi zaplecionemi, wróż główny, koniądz, który sam jeden miał prawo zasiadać wobec bożyszcza, gdy wszyscy inni przechodnie stać musieli, — zakopywał losy w ziemi.
Wymawiając zaklęcia tajemnicze, pośpiewując niewiadome dla nikogo strofy pieśni, wróże podwładni wykopywali z przerażeniem losy i przepatrywali je pilnie, ażeby coś niecoś pewnego o rzeczach tajemnych można było orzec. Powtóre przykrywali losy darnią zieloną, oraz zatykali w miejscu przed chramem trzy pary włóczni w jednakowem oddaleniu jedna