Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tłómacząc mu z prostotą, że gospodarz mówił do niej kiedyś z idyotycznym uśmiechem o tem, iż młody ex-legionista tak często u niej bywa. Jasiołd z płomiennym zapałem oświadczył, że gotów jest nie przestępować nigdy progu jej mieszkania, byleby nie narażać przyjaźni na łajdackie oszczerstwa.
Pani Śnicowa uspokoiła go uwagą, że ona sama będzie wiedziała, kiedy można przyjść, a kiedy lepiej zaczekać z odwiedzinami, żeby nie narażać się na obmowę. Na tem stanęło. Rzadziej widując teraz panią Celinę, Jasiołd zaczął obcować z nieobecną. Przy ciężkiej robocie podawania cegieł rozmawiał z nią o sprawach, które go żywo interesowały, lub dręczyły, tworzył sobie fikcyjną interlokutorkę, układał długie dyskusye, które wyłuszczał w skróceniu podczas spotkania. Nigdy wszakże za widzeniem się nie udało mu się wypowiedzieć tego wszystkiego, co w samotności ułożył i przygotował. Myśli ciekawe i ważne, gdy je swej pani powiedział, wychodziły niedołężnie, albo zgoła głupio.


Pewnego jesiennego wieczora, powróciwszy od swej ciężkiej pracy, Jasiołd rzucił się, według zwyczaju, na łóżczynę, nie tykając nawet zastawionego jedzenia. Ale zaledwie czaszkę wsparł na wezgłowiu, poderwał się całem ciałem i usiadł. Z dołu dochodziły do jego uszu głosy ożywione, jak zwykle, a wśród nich głos obcy. Był to głos męski, mocny, dźwięczny i donośny. Rozchodził się po całem mieszkaniu, roztrącał ściany i przenikał wskróś cienką powałę. Ja-