Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ma wynajęte oddzielne, małe mieszkanie.
Znowu, — jeszcze gorzej, — znowu, aż do zemdlenia nielitosne uderzenie żegadłem. Tymczasem, jakby dla osiągnięcia najgłębszego dna rany, ona mówiła cicho i spokojnie, gubiąc się w dziwnych sromach, to znowu w lubieżnych uśmieszkach:
— Niech pan posłucha uważnie..
— To mieszkanie wynajął dla pani?
— Ale skądże znowu! Jest to kancelarya jego, czy co, ale umeblowana bardzo ładnie, elegancko i tak wykwintnie, jak tylko u Francuzów można zobaczyć. Ma śliczną zastawę do herbaty... Na stole fotografia żony i dzieci... Kanapki, etażerki, książki, ilustracye... guéridon, pełno kwiatów...
— To pani tam u niego na herbacie bywała?
— Tak... — potwierdziła, nie wiedząc, czy to dobrze, czy źle. — Mówiliśmy o sprawie ojca, a on przyrządzał przez ten czas herbatę. No, więc miałam nie pić, gdy już zagotował w takim srebrnym, ślicznym czajniku?
— A jak on się nazywa, ten pani adwokat?
— A bo ja wiem! Nie wiem.
— I to nie jest kłamstwo! Pani trafiła do jego... mieszkania, a nie wie pani nazwiska... To nie „kancelarya“, pani!
— No, nie wiem. Powiedział mi adres ulicy i domu, określił drogę. Rez-de-chaussée... Zostawił o naznaczonej godzinie otwarte drzwi. Czekał za temi drzwiami, bo natychmiast otworzył... Tyle wiem, że mu Andrée na imię.