Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ulicami chodzi do miasta? Czyżby go chciano porwać, uwięzić, napaść, zasztyletować? Co u licha! A czy nie nowi przyjaciele, giełdziarze, pan Ogrodyniec i baronowa Halfsword, chcą dokładnie wiedzieć, co to on porabia, z kim przestaje i jakiemi chadza drogami? Było to i prawdopodobne i niemożliwe zarazem. Czy nie przeciwnicy tamtych, to znaczy Ogrodyńca, Halfswordowej i owego Lafleura, inżyniera z Uj-Kahul, zwietrzywszy w nim strohmana, chcą poznać prawdę stosunku jego, Ryszarda, do tamtych? Widywano go przecie u Ogrodyńca i Halfswordowej na sekretnych naradach... Ów ponury, blady lokajczuk Ogrodyńca, syndykalista „bizon“ baronowej... Widzieli ci ludzie, gdy wsiadał z Ogrodyńcem do automobilu, szofer wie, że wysiadał przed giełdą. Chcą wiedzieć, kim jest ten obcy przybysz, kapitalista z pod ciemnej gwiazdy. Rzecz była niemal wyjaśniona. To są szpiegostwa min i kontrmin giełdowych. Przestał nawet o tem myśleć, jako o rzeczy dowiedzionej.
Gdy wyjrzał jeszcze raz na ulicę, zobaczył „Niemkę“ na posterunku. Jak murowana figura tkwiła na rogu ulicy. Postanowił zabawić się i wytropić jej manewry. Narzucił co prędzej okrycie na ramiona i wolno wyszedł z hotelu. Ociężałym krokiem, poświstując i rozglądając się po wystawach sklepowych, wlókł się pustą prawie ulicą właśnie ku miastu, w stronę ogrodu Luxemburskiego. Gdy przemaszerował prawie całą ulicę, zapalił papierosa i udał, że starannie gasi zapałkę. Odchylił wtedy na bok głowę i rzucił okiem na chodnik przeciwległy. „Niemka“