Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szła za nim. Postanowił tedy prowadzić dalej grę, aż nadto dobrze znaną sobie z czasów młodości. Szedł leniwie ulicą Notre-Dame de Champs, skręcił w Vavin. Tu i owdzie zatrzymywał się przed wystawą sklepową i skrycie rzucał wejrzenie poza siebie. Tropicielka szła za nim krok w krok po tym samym chodniku. Stanął przed narożnym magazynem z reprodukcyami fotograficznemi i przepuścił ją przed siebie. Ruszyła na drugi chodnik ulicy d’Assas i formalnie czekała. Przebył tedy wpoprzek tę ulicę i wszedł do parku. Dopóki zwolna kroczył szeroką aleją, pannisko taszczyło się równolegle wązką alejką. Gdy zaś po schodach zstąpił w środkowe zagłębienie parku i okrążył klomby kwiatowe, ona pomknęła środkiem, obok sadzawki, wbiegła na przeciwległe schody, prowadzące w kierunku bulwaru Saint-Michel. Kiedy doszedł do szczytu tych schodów, widział ją już przy bramie, prowadzącej na bulwar. Nie rozumiał już teraz zupełnie, co to znaczy. Był zaś bardzo ciekawy, co dalej być może. Przy bramie żelaznej owa „Niemka“ wałęsała się tam i z powrotem, wyraźnie czekając na jego nadejście. Gdy zaś był już w pobliżu, prędko wyszła i znikła w tłumie ulicznym. Nic się tedy nie dowiedział, co to może znaczyć.
— Zaraz... — rozmyślał. — A czy mię tutaj teraz nie będą napadać jakie draby? Może brać przemocą do automobilu? Cóż za głupstwo — reflektował się — cóż za mania grandiosa! W biały dzień na jednej z ulic Paryża!
Powoli dotarł do bramy parku i rozglądał się po ruchliwem rozwidleniu ulic. „Niemka“ znikła na