Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/036

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    zywność i, cokolwiekby mówiły o niej wyjątki, przez swą głuchą polskość.
    — Panie! Jak mię gniewa to, co pan mówi!
    — Nie umiemy z niczego korzystać. Ani z arystokracyi, ani z Żydów. Żmiech mnie bierze! Żadnego interesu polskiego, ani jednego wielkiego przemysłowego dzieła, a Żydów, którzy wyłażą ze skóry, żeby się upodobnić do arystokracyi polskiej — my precz pędzamy! Zamiast ich przyciągnąć, wziąć, wyżąć, my ich odrzucamy, nic nie mając na to miejsce. Bo gdzież to jest ten pieniądz polski? Jeśli czysty Polak zabawi się w bankiera, to wnet, albo siedzi w kryminale, albo czmycha do Ameryki. A stare firmy żydowskie siedzą na miejscu. Istna komedya!
    — Nie znam się na tem.
    — Ani ja. Obserwuję jednakże zjawiska. Wracając do rzeczy, przeproszę pana za pewną niedyskrecyę... Jesteśmy tu sami i mówimy zupełnie otwarcie... Pan nic nie posiada dziś na zakład przyszłych sum bajońskich?
    — Posiadam kilka tysięcy franków.
    — Z kilkoma frankami w kieszeni puszczali się na robienie milionów konkwistadorowie nowocześni. Więc co mam czynić? Co pan każe?
    — Czy nie mógłby mi pan dać wskazówki, dokąd się obrócić, jaką wybrać drogę?
    — Jaką wybrać drogę? — rozmyślał pan Czarnca, patrząc w okno, za którem deszcz jesienny szumiał w ogołoconych drzewach. Rozmyślał tak długo, iż zdawał się nic nie wiedzieć o obecności gościa. Po