Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

udać się na piętro. Borowicz szedł jak błędny. Nogi plątały się pod nim, myśli, niby skry wśród wichru, błyskały i gasły. Martwemi oczyma ujrzał rozwierające się przed nim drzwi głównej kancelarji i wszystkich nauczycieli zgromadzonych przy długim stole, okrytym kapą z zielonego sukna. Wskroś mózgu jego przerznęła się myśl, rozdzierająca, jak ostrze noża.
— Sesja na nas...
Pan Majewski ustawił winowajców w pobliżu stołu i sam zasiadł. — Nastała chwila ciszy, w której ciągu Marcinek słyszał wolne i głuche uderzenia swego serca.
— Borowicz, Szwarc... — rzekł dyrektor głosem zimnym i uroczystym, — wiecie dobrze, coście wczoraj zrobili. Nie będę długo z wami rozprawiał. Rada Pedagogiczna wezwała waszych rodziców. Będziecie obadwaj wydaleni z gimnazjum, zarówno jak dwaj inni wasi wspólnicy, ale rada musi nadto wiedzieć, czy rzeczywiście strzelaliście z pistoletu nabitego prochem, gdyż takie jest co do waszych zeznań wymaganie władzy policyjnej. Szwarc, czy strzelałeś z pistoletu, nabitego prochem strzelniczym?
— Jak Boga szczerze kocham — wcale nie strzelałem z żadnego pistoletu! — rzekł Szwarc krótko i węzłowato.
Marcinek zmiarkował, że system obrony, przyjęty przez Szwarca, jest warjacki i zgubny. Było rzeczą oczywistą, że wypieranie się w żywe oczy nie prowadzi do niczego, a z drugiej strony pod karą infamji nie mógł przecie przyznać się do wszystkiego. Czuł, że należy powiedzieć inaczej, ale że jednocześnie na-