Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 03.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nął przeciągle i skoczył goloną czaszką na dół. Nim zdołano dojrzeć, jak się tam roztrzaskał i rozprysnął w krwawą fontannę u drzwi wejściowych, już inny zajął uwagę idących widzów. Oto człowiek muskularny i napozór zupełnie zdrowy, czając się pod ścianą, dopadł żołnierza, zabitego przed chwilą, chwycił lewą ręką karabin i w mgnieniu oka rzucił się w kupę obłąkanych. Począł ich przebijać piorunowymi ciosami, miażdżyć kolbą golone łby. Na dany znak żołnierze wzięli go na cel. Gdy zginął, podarty kulami, roztrącili waryatów i pomknęli na drugie piętro — w pościgu za zdrowymi. Byli na platformie załamania się schodów z marmuru, kiedy z korytarza drugiego piętra dał się słyszeć chór stokroć bardziej, niż na pierwszem, żywy. Żołnierze stanęli.
Hiszpanie, chcąc, widocznie, między sobą a zdobywcami utworzyć nową przeszkodę, otwarli na drugiem piętrze separatki obłąkanych kobiet. Ukazał się z czarnej czeluści skłębiony wał potworów. Na przedzie szła megiera z siwymi i starganymi kudłami łba, z wywalonemi na wierzch oczyma, z zakrzepłym w gardzieli krzykiem na widok młodych żołnierzy. Skrzywione palce jej koślawych rąk lazły po murze. Bezzębna gęba była otwarta, wstrętne nagie piersi szybko dychały. Wał, toczący się za nią, kipiał. Szept w nim, klaskanie w ręce, podrygi, rżenie, poszczekiwanie, jakoby psie, kwik, jakoby kobył zhasanych w błoniu, śpiew radości, krzyk, przeszywający stu naraz słów. Śmiech w tłumie tym, śmiech co włosy najeża, straszniejszy, niż widzenie śmierci.
Żołnierze zlękli się i umknęli. Zająwszy pozycyę