Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyrazy. Włosy jeżyły mu się na głowie, a wiatr śmiertelny owionął czoło. Kły i pazury wilcze werznęły się w jego gardło, młotem biły go w dekę piersiową, włamały się pod żebra, a zielony blask ślepiów owionął go, wychodząc ze strasznej nocy. Przecudny głos brzmiał, jakby pieśń z pod nieba:
— Oby ogień, panujący w wyższych powietrznych sferach, ogarnął moją duszę, a oczyszczając ją, oświecił na drodze cnoty...
Brat Straszny potrząsnął łańcuchem, założył go na szyję nowej uczennicy. Rafał nie widział, co się działo, nie rozumiał czemu wstępującej siostrze przypięto biały fartuch i dano nowe rękawiczki. Nie rozumiał ani jednego słowa z przemowy Mistrza; patrząc, nie widział, jak Mistrz z uśmiechem szczęścia oddał nowej siostrze, a żonie swej, pocałunek pokoju, mówiąc:
— Pozwól, abym ci dał pocałunek pokoju, a ty go oddasz braciom i siostrom, równie jak słowo, znak i dotknięcie.
Rafał był wtedy w sobie samym. Na nieznanym, tamtym świecie. Krwawemi oczyma patrzał się w duszę swoją, leżąc na dymiącym śniegu wśród pól. Widział śmierć, która idzie. Nowo przyjęta siostra posuwała się zwolna, jak piękny duch, jak wzniosły a rozkoszny dźwięk, wydobyty z najczarowniejszych stan wiolonczeli, oddając braciom i siostrom pocałunek pokoju. Wyciągniętą ręką dotykała palców każdego i zcicha, z uszanowaniem i pokorą wymawiała tajemnicze »słowo« — Feix, co znaczy: »Szkoła«. Oczy jej były spuszczone, a cudne, prawie odsłonione piersi oddychały głęboko. Kiedy zbliżała się, obszedłszy środek,