Strona:PL Stefan Żeromski - Ludzie bezdomni 01.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uświadomionym) wywołania tego mianowicie zajęcia kogoś swoją osobą, znajduję zawsze tyle wad i braków w mojej posturze, że mam chęć sromotnie zmykać.
Salon panny Heleny, jak dawniej: śliczne, duże palmy, sofy i krzesła w stylu chińsko-japońsko-maison-niponowym. Światło, jak dawniej, przyćmione. Na sofach tkwiły już rozmaite wielkości. Wszystko — nasi sławni. Wejście moje nie zostało dostrzeżone i nie przerwało rozmowy, która była bardzo żywa. Znowu opłakana kwestya kobieca. Roztrząsał ją, (przeważnie zapomocą zwycięskich aforyzmów), poeta Br. Dla niego ta kwestya »nie istnieje«. Któż broni kobiecie robić, co jej się żywnie podoba? Chce się uczyć, to się uczy, chce działać, jak mężczyzna, wolno jej i to... Ze swej strony poeta Br. »ośmielał się twierdzić«, że białogłowa powinna korzystać z praw, przysługujących jej ale przeważnie w zakresie etyki... Udoskonalać swą duszę, czynić ją niepochwytną, niedoścignioną dla grubej i ciężkiej siły mężczyzny. Cóż z tego, że kobieta będzie adwokatem, doktorem medycyny, albo profesorem matematyki, kiedy ją z tych zawodów, (prawdziwych dla niej zawodów), wyrwie dziwna tęsknota za czemś nieuchwytnem... (Zofia Kowalewska). Według niego kobiety, dążące do tak zwanej emancypacyi, pozbawiają się jednej ze swych sił faktycznych — uroku, gdy chcą zniszczyć w sobie pełną wdzięku niewiadomość różnych rzeczy i spraw tego świata. Dla poety Br. jest coś brutalnego w tem, gdy kobieta nie ma już o co spytać mężczyzny. W końcu swego wywodu zadał światu babskiemu w istocie trudne pytanie: czy można twierdzić śmiało, że kobiety uzyskanej, abso-