Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie podobna, i to pod żadnym pozorem, pozwolić, żeby znalazły uznanie anormalne żądania anarchii...
Bodzanta na swych wielkich palcach, które zginał z trzaskiem, notował sobie uważnie i pokornie wszystko, co gość mówił.
— Żeby, — ciągnął pan Malinowski, — destrukcya mogła znaleźć jakiekolwiek u nas pole, żeby ten tyfus społeczny bezładu mógł nabrać pewności, że znajduje jakikolwiek cień zastosowania swych mrzonek, tu w kraju, gdzie jesteśmy gospodarzami. Opinia publiczna powinna nie tylko mówić ale powinna krzyczeć, powinna bić w dzwon na trwogę, bo zło jest ogromne, bo zło jest ogólne! Czy nie tak?
— Szanowny pan przebaczy, że ja w sposób kategoryczny nie będę wyjawiał mego zdania, gdyż mam, może błędną, taktykę nie wydawania sądów kategorycznych. Nie należałem nigdy do żadnej partyi, do żadnego obozu, do żadnego stronnictwa. Jestem człowiek samotny. Słowo zaś »anarchia«, słowo »destrukcya«, cudzoziemskie terminy, nie wiem, co znaczą...
— Rozumiem przez te słowa wszystko, co wynikło u nas w ostatnich czasach i tyle szkody krajowi przyniosło. Anarchią i destrukcyą nazywam ów cały nierząd społeczny, który tworzą u nas socyaliści, więc strajki, niszczące nasz przemysł i lud doprowadzające do nędzy, więc dzikie gwałty na spokojnej ludności kraju, słowem te wszystkie akcye szkodliwe...
— Przepraszam... szkodliwe dla kogo?
— Dla społeczeństwa.
— Gdybyśmy byli w tym momencie i w tym składzie osób reprezentantami »społeczeństwa«, to przy gło-