Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

syłuszka... I wyślizgane deski nar i miliony wszów i miliardy pluskiew.. Brodiagi. doliniarze, żydy, bandy pajęczyniarzy, dzikie chłopy koniokrady, zbóje nocne tam gdzieś zamyślony arystokrata szopenfeldziarz albo klawisznik. Długie — oj — długie noce! Paraszka pachnie... Etap... put’ — dorożeńka, put’ — dorożeńka... Da jak cię raz ucapi, da poratunku niema...
— Powiedz-że za co!
— Nie wiem. A może kiedy, jeśli zobaczę, że my się naprawdę pokochali ze sobą...
— A dawno cię puścili?
— Puścili... Już się ta nacieszysz wolnością, jak cię stamtąd wypuszczą. A wolnaja woluszka pachnie, oj, pachnie! I warto za nią łba nadstawić. Lubisz ty morze?
— Och, lubię! Jeśli jest co na świecie, cobym jeszcze lubiła, to chyba morze.
— Ale, mewo moja, — ocean?... Wielki — głęboki! Tamten ocean! Jak przyjdzie tajfun w szyi La Perouse i pocznie ludzkie pudło do piekła i do nieba frygać! A w niebie bure obłoki, jak te myśli szalone tęgiego człowieka! A nad nimi mewy we wichrze! Wiesz ty... Pojedziemy razem we światy. Z tobą — we światy! Pojedziesz?
— Pojadę.
— Bo widzisz ja mam udział w jednej kopalni w Klondyke. Ale trza pieniędzy. Te twoje dwadzieścia tysięcy, — to kropelka w oceanie. Trzebaby kilkakroć sto tysięcy. Wówczas możnaby sztucznie poderwać całą sprawę szwindlami, wydrzeć wspólnikom akcye, samym zacząć grzać, — i miliony. Jest taki jeden, coby to