Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zrobił... Straszny to drań, ale on jeden jedyny. Cóż kiedy teraz goły, jak bizun amerykański. Trzaby zebrać pieniądze szybko, oj szybko! Z Wiedna na Tryest, na morze Czerwone, na Celebes, na Sumatrę... Są tam.
— Tak, są. Jest, wyspa Nowa Zelandya... — szepnęła, uśmiechając się czarownie.
— To nie po drodze, to daleko...
— Tak, to daleko.
— Do Wiednia! Trzeba jechać!
— Jakże ty myślisz zdobywać te pieniądze?
— Jak zdobywać.
— Giełda, co?
— A ta... Saha — giełda... Czy ten Szczerbic ma pieniądze? — spytał niespodzianie.
— Skądże ci to do głowy przyszło?...
— No, tak, ciekawość. Gra on w karty?
— Zdaje się, że gra.
— A nie widziałaś, żeby tak dużo przegrywał, wygrywał?
— Nie myślę, żeby on grywał z byle kanalią w karty. W ruletę to grywał.
— Co, ruleta! Ruleta — to dla mopsików strzyżonych i kózek angorskich, żeby się czemś wzruszały. A ty mówisz dobrze po francusku?
— Cóż za skoki myślowe! Mówię po francusku.
— A po angielsku?
— Nie umiem ani słowa.
— A możebyś się tak nauczyła?
— Od razu, w parę dni, co?
— Bo ja, uważasz, porzebuję. To, że mówisz dobrze po francusku, uwolni mię od łajdaka.