Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/52

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    potrzeba. Żona moja... mieszka gdzieindziej. Przebywam tutaj, w Warszawie, właśnie w celu uzyskania z żoną moją rozwodu.
    Ewa drgnęła wewnętrznie. Olśniło ją światło, owionął zapach. Była to chwila radości, chwila nowa po tylu innych radosnych bieżącego dnia. Rumieniec z policzków spłynął dokądś, jakby na miejsce cichego spoczynku — i stał się rzewnem pytaniem:
    — Czemuż się cieszysz, duszyczko moja?...
    — Rozwód, — mówił w zadumie stary administrator, — twardy to orzech do zgryzienia, jeżeli ma go się otrzymać w naszym katolickim kościele.
    Sapristi! — dorzucił Horst.
    — Tak jest, to twardy orzech, — rzekł gość. Uśmiechnął się przy tem dziwnie, połową twarzy. Jego suche, śniade, pociągłe rysy jeszcze się bardziej zaostrzyły.
    — Znam się trochę na tem, — prawił pan Pobratyński, — bo to, szukając posady, człowiek ociera się o wszelkie sprawy tego padołu, a nadto miałem kuzyna, który był w sytuacyi właśnie, jak szanowny pan...
    — A to pan poszukuje posady? — zapytał Niepołomski dość ostro, z pewnym namysłem, ale najoczywiściej dla przerwania epopei o kuzynie rozwodniku...
    — Tak jest, łaskawy panie. W obecnej chwili... Pomimo nader licznych i najsolenniejszych przyrzeczeń, pomimo bardzo wpływowych protekcyi... Taka trudność, taki zastój, takie przepakowanie ludźmi!...
    — Hm... A w jakiej dziedzinie pan poszukuje zajęcia?
    Stary pan rozłożył ręce, podniósł brwi.