Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/305

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    chadzki w oddalonej części parku, nad wodami łazienkowskiemu
    Dorożkarzowi kazał zaczekać. Wśród drzew leżał lód na szerokich drożynach. Szli ostrożnie. Gdy byli daleko od powozu, Szczerbic zaczął mówić z żywością:
    — Pani Ewo! Przysięgam na mój honor, że w tem, co zaproponuję, nie mam żadnego wyrachowania, że nie knuję żadnego zamachu na panią, że nic złego nie mam na myśli. Jestem winien wobec Łukasza Niepołomskiego, a nadto... a zresztą... Tak się wszystko złożyło! Otóż proszę, — niech pani jedzie do Rzymu i zostanie tam aż do chwili uwolnienia narzeczonego z więzienia. Ja wszystko zapłacę.
    — Nie! — krzyknęła, spoglądając na niego zpodełba oczyma, które przez mgnienie złowrogo zaświeciły.
    — Jeszcze nie powiedziałem. Zapłacę długi, które pani ma, uwolnię panią z więzów i pożyczę tyle, ile będzie potrzeba na drogę i na przeżycie w Rzymie. Gdy pan Niepołomski skończy karę i zacznie pracować, oddacie mi wszystko.
    — Wzięłam od pana kilkadziesiąt rubli... — Ale wówczas... Byłam bez sił. Teraz mogę robić. Nie jestem tak podła, żebym się miała sprzedawać.
    Szczerbic śmiał się, idąc o krok za nią, (gdyż szła szybko i wyprzedzała go).
    — Lepiej jest zginąć w tem jarzmie i dać się jarzmu zadusić, niż je potrzaskać na kawałki i wyjść na wolnego człowieka. Cóż ja pani proponuję? Używa pani wyrazów...