Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na gorącym uczynku kradzieży jakiegoś cennego rękopisu i tym sposobem dostał się do więzienia już w maju.
— Ach, już w maju, już w maju... — szepnęła.
Oczy jej były rozjaśnione, jakby posłyszała najpomyślniejszą nowinę. Teraz już wszystko wiedziała. W duszę spłynęło odbicie dawnej rozkoszy miłosnej i stało się jakby uczucie szczęście samego.
To pochłonięcie w ciągu krótkiego momentu na nowo, od jednego porywu i rzutu duszy całych dziejów miłości było dla Ewy czemś tak nieoczekiwanem i nowem, że zapomniała o obecności nieznajomego pana. Dusza jej w owej chwili była, jak ciemna, zapomniana woda pod nawisłemi drzewami w pejzażu Jana Stanisławskiego — jak posępna, sama dla siebie bytująca samotnia, w którą z wyżyny niebios wpadła srebrna strzała gwiazdy. Gwiazda, niewidzialna dla oczu, przebiła wodę do dna i brylantowy wizerunek swój roznieciła w odrętwiałej wodzie. Nim czarna, nim wieczna noc wróci, opuszczona woda przez chwilę piastuje w łonie swem gwiazdę wieczną, świeci nią samej sobie w mrokach... Stała się na chwilę jasność i napełniła mrok.
Hrabia Szczerbic przyglądał się Ewie, zwolna otwierając żółty pugilares. Usiadł swobodnie na brzegu stołu i z przegródek pugilaresu wydobywał papierowe pieniądze. Ona podniosła na niego oczy i z pewnem zdziwieniem przypatrywała się jego sposobowi bycia. Lekki uśmieszek pogardy wygiął jej wargi. Przyszła do głowy myśl, że i ona jest szlachcianką, równą temu jakiemuś tam hrabiczowi. Cóż to za wychowanie siadać tak na brzegu stołu wobec kobiety i w cudzem mieszkaniu?...
Spojrzała na niego jeszcze raz i nagle uczuła