Przejdź do zawartości

Strona:PL Stanisław Wyspiański-Noc listopadowa.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


W. KSIĄŻE

Niech lekarz ją leczy.

KURUTA
(milczy)
W. KSIĄŻE

Nieprzytomna?

KURUTA

To właśnie, — choć patrzy na oczy,
ręce ku czemuś wznosi i jak we śnie kroczy

W. KSIĄŻE

Wynoś się!

KURUTA

Książe panie?

W. KSIĄŻE

Do drogi się zbierać!

KURUTA

Lecz właśnie Księżna pani nie da się ubierać
i zrzuca z siebie stroje.

W. KSIĄŻE
(patrzy wielkiemi oczyma)

A! A! A! Wenera!

KURUTA

Wasza Miłość — ?

W. KSIĄŻE
(spostrzegł Joannę)

Ot moja pani.

JOANNA
(we futrze, pół ubrana)
(wchodzi)