Przejdź do zawartości

Strona:PL Stanisław Wyspiański-Noc listopadowa.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


PANNY
(biegną za nią)
W. KSIĄŻE
(gestem zatrzymuje orszak)
JOANNA
(nuci)

»Mówił ojciec do swej Basi:
biją w tarabany.....«
Nie, to nie tak, — — tak. — Mars mnie zabiera
na swoje łoże — w miłość.

W. KSIĄŻE
(otula ją)
JOANNA

O czemuś ty się przebudził?! Uciekasz?! —
Stój! — Stój kochanku! — —

(wskazuje orszak panien stojący opodal)

Patrzaj, — to są moje
boginie uskrzydlone. — One swoje stroje
zwinęły; — czyli skrzydła rozchylą nad głowy?
Czyli znowu ulecą? —

(jakby powtarzała za kim)

Bądź zdrowa. —

(jakby mówiła do kogoś)

Bądź zdrowy. —
Gdzie ty biegniesz? — Tyś w twoje zwycięstwo uwierzył!
Patrzaj, — tyś oszukany!!! — Pożar się rozszerzył.!!
Ratuj mnie!! — — Miłość moja wiąże cię w niemocy?!
Pusty pałac — ? Jak czarne okropne otchłanie. —
Noc i straszliwa głuchość. — Ulituj się panie!