Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Dla szczęścia.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na widmo... Najchętniej byłbyś się w ziemię zapadł, nie śmiałeś na nią spojrzeć...
MLICKI (przerywa). Byłoby zatem lepiej, gdyby się był skandal rozpoczął?...
OLGA (gwałtownie). Powinieneś był odrazu więzy poprzecinać. Od dwóch miesięcy miałeś wybór pomiędzy mną a Heleną (urywa i patrzy poważnie na Mlickiego. Zmienionym głosem). Słuchaj Stefan! Możesz jeszcze wybierać! Czujesz, że nie możesz być przy mnie szczęśliwy, to idź. Nie chcę żyć z człowiekiem, który w ciągłej rozpaczy rozmyśla możliwość samobójstwa dawniejszej kochanki. (Z wzrastającą namiętnością). Nie chcę! nie chcę dzielić się z inną kobietą, nie chcę, by ktoś dniem i nocą stał między tobą a mną.
MLICKI. Dzielić?... Hm... (patrzy na nią). Nie chcesz się dzielić?... Nie chcesz, by ktoś dniem i nocą stał między nami (pociera ręką czoło).
OLGA (wystraszona). Cóż ci jest? Słyszałeś, co mówiłam? Zrozumiałeś, że nie chcę żyć z tobą, dopóki o niej nie zapomnisz?!
MLICKI. Wszystko zrozumiałem... wszystko zapomnę, nawet... (urywa i patrzy na Olgę). A będę miał wiele trudu, bo muszę dużo rzeczy zapomnieć — dużo — (opamiętywa się, bierze ją za rękę). Miej tylko trochę cierpliwości. Nie jestem całkiem zdrów. Dziwna rzecz, myślę całkiem jasno. Mózg mój mówi mi to samo, coś