Strona:PL Stanisław Korab Brzozowski - Nim serce ucichło.djvu/30

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    SŁONIE.



    Przez głuche, nieruchome, przedwiekowe puszcze,
    Pod sklepieniem konarów, wśród odwiecznej mroczy,
    Ciężkim chodem, poważnie, słoni tabor kroczy,
    Łamiąc z chrzęstem stłumionym gałęzie i kuszcze.

    Bóg lasów, ustrojony w zwoje ljan i bluszcze,
    Zbudzony ze snu, który powieki mu tłoczy,
    Zdumieniem zdjęty, wyraża złowrogie swe oczy
    W te milczenie mącące i zuchwałe tłuszcze.

    One uczuły wzrok ten. Stają. Wściekłe gniewem,
    Wzniesionemi trąbami walą w buki, dęby:
    Bór cały się kołysze, jak okrętów maszty.

    Chwiejąc się, z trzaskiem drzewo upada za drzewem...
    Nagle, z tryumfem, słońce wdziera się przez zręby,
    I patrzy na zwycięzców cielsk potworne baszty.