Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gwiazd, rozpoczęły się pijane popisy uczniów, w których brał udział on, pierwszy jeździec kraju, dawny „bóg“ ze szkoły w Saumurs. Dotąd w takich okazjach, on jeden z całej armji, (przebrał się bestja po obiedzie) nosił czarny i czarno–szamerowany mundur i złote ostrogi „somiurskiego boga“. Genezyp, dostawszy w pijanem zamieszaniu nie swojego konia (czy w to nie była zamieszana „długa ręka“ Piętalskiego?) rozbił sobie ciężko głowę przy samem ciemieniu. Leżał w świeżej trawce półprzytomny od piekielnego wyrżnięcia się i wódki. Obok stał ON — o parę kroków. Widział go — on Zypka — ale nie podszedł do niego i nie spytał jak się czuje. Rozmawiał wesoło z kursowymi oficerami, z których jeden właśnie zwichnął lewą rękę, a prawą palił nonszalancko (czekając na doktora) „Mr. Rothman’s own special“ papierosa, którego dostał od wodza.
— ...wielkie rzeczy na małą skalę. Nie, nie — ja wiem: jeśli chodzi o napięcie psychiczne osobiste, to bezsprzecznie wielkie, może ostatnie w swoim rodzaju, ale jeśli wziąć pod uwagę skutki, to może wszystko jest zbyt małe jak na to właśnie zbiorowe wypiętrzenie się miazgi ludzkiej. Ziemia jest kulą, w przybliżeniu, psia–krew! Ograniczone ścierwo! Dziwnie świat się zamaskował sam przed sobą... — (I to on mówił! — najdoskonalsze wcielenie tajemnicy, a może i wcielenie najlepiej wykonanej maski! O szczęście, niewypowiedziane szczęście; móc słyszeć coś takiego, choćby z rozbitą głową i nawet będąc świadomie zignorowanym (dobrze, że świadomie — to wiedział) przez tego wymarzonego „nadpłciowca“, to nad–człowiecze, a jednak antymetafizyczne bydlę!) — ... tę maskę trzeba zerwać, choćby razem z twarzą, a może i głową. W tym wypadku i z nami koniec. Ale czemże jest życie, nie przeżyte na ostrzu wbijającem się w nieznane, na szczycie szaleństwa, czy mądrości? „Wsio rawnò! „Trzebiona nać“ — (Wyrażenie zastępcze — jak parbleu — a lubił Kwater-