Przejdź do zawartości

Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pan hrabia uważa — rzekła, spozierając uważnie na Gwiżdża — że na obczyźnie łatwiej unikąć niebezpieczeństw, na jakie tu jestem narażona!
Ale Gwiżdż był znów niewzruszony:
— I tam różnie wydarzyć się może! — odparł krótko.
Wazgird, w odpowiedzi na ten aforyzm, posłał mu z za monokla spojrzenie pełne złości. Niby pragnął niem przebić swego sekretarza. Ale na swoje szczęście czy nieszczęście, odwrócony nieco bokiem Gwiżdż, nie zauważył tego przepojonego gniewem wzroku, zresztą, prawie w tejże sekundzie, na progu gabinetu pojawił się Antoni, oznajmiając, iż w sali jadalnej podano kolację.
Podczas wieczerzy nastrój zmienił się radykalnie. Hrabia, widocznie zadowolony, że udało mu się urzeczywistnić swoje plany, był niezwykle rozmowny i ugrzeczniony. Rozprawiał na obojętne tematy, widocznie ze względu na obecność kamerdynera, rzucając od czasu do czasu nawet jakiś żarcik. Niby zapomniał na chwilę i o śmierci Dziurdziszewskiego i o otrzymanem groźnem ostrzeżeniu. Niekiedy tylko, spozierał ukradkiem niezbyt przyjaźnie na Gwiżdża. Ten, wsadziwszy nos w talerz zajadał zawzięcie, a Marysieńka, nie słuchając prawie słów Wazgirda, myślała, dokąd ją zaprowadzi ten cały splot przygód tajemniczych. Jakże pragnęła rozmówić się szczerze z Gwiżdżem, lecz obecnie było to niemożliwe.
Dopiero, po kolacji, gdy Antoni znikł, powstano od stołu i poczęto się żegnać, aby się udać każde do siebie na spoczynek. Pohorecka pochwyciła stosowną chwilę. Korzystając z tego, że hrabia odszedł pierwszy z sali jadalnej i znaleźli się sam na sam, obcesowo zaczepiła Gwiżdża.
— Co pan myśli o tem wszystkiem?
Również on kierował się do wyjścia. Posłyszawszy zapytanie Pohoreckiej przystanął. Obejrzał się wokoło, jakby sprawdzając, czy nikt ich nie podsłuchuje, poczem zbliżył się do Marysieńki i przyciszonym głosem rzucił:
— Rozpoczyna się nowy akt tragedji i kurtyna idzie do góry! Uczynię jednak, co w mojej mocy, aby ten akt był ostatnim i skończyły się pani udręki!
Po raz pierwszy przemawiał do niej prawie otwarcie ciepło i serdecznie.
— Panie Gwiżdż! — poczęła błagać szeptem. — Po-