Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny zaglądał pod meble, pod stoły. Wszystko daremnie.
— Tam lo licha! — zaklął, powstając z klęczek.
— A jednak leżały na pewno na biurku! — powtórzyła.
— Porwała je przeklęta wiedźma — mruknął — Rozumiem nareszcie....
— Co rozumie pan Hrabia?
Począł powoli tłomaczyć.
— Cała sprawa jest jasna, jak na dłoni. Ta zbrodniarka przybyła tutaj, aby przetrząsnąć mieszkanie, przekonać się, czy po pani mężu nie pozostały papiery, mogące ją lub tę szajkę w imieniu której działała skompromitować, a zapewne, przedewszystkiem chodziło jej o medaljon. Przerachowała się tylko trochę. Sądziła, że nieprędko panią zwolnią z więzienia i zastanie mieszkanie puste. Kiedy wślizgnęła się do kuchenki za pomocą podrobionego klucza czy wytrychu, uderzyło ją zapalone światło w gabinecie. Podeszła po cichu na palcach i poczęła panią obserwować a pani tak była przejęta odnalezieniem medaljonu i odczytywaniem listu, iż nie posłyszała jej kroków. Nieznajoma nagle spostrzegła, że trzyma pani w ręce medaljon, ten sam, na którym jej tak bardzo zależało. W tejże chwili zaskrzypiała pod stopami zbrodniarki podłoga. Nie było czasu do stracenia. Postanowiła z panią się załatwić jak najprędzej, obawiając się, że pani zbyt wiele wie i list męża przeczytała do końca. Zgasiła światło... i wywiązała się walka. Uległaby pani, zapewne w tej nierównej walce, gdyby zbrodniarki nie spłoszyły moje natarczywe dzwonki. Wtedy uciekła, lecz przódy porwała z biurka, leżący tam list i medaljon pragnąc usunąć kompromitujące dowody...
— Wszystko stracone! — zawołała — z rozpaczą Ma rysieńka, bezsilnie opadając w fotel — Stracone! A ja byłam już pewna, że na zasadzie tego listu nietylko udowodnię własną niewinność, ale i pomszczę śmierć męża!
— Coś, niecoś chyba pani jednak zdążyła przeczytać? — zagadnął Wazgird, jakby pragnąc się upewnić, czy daleko sięga „tajemniczenie“ Marysieńki, choć z poprzednich jej słów mógł wywnioskować, że dowiedziała się niewiele. — I to wykorzystać można...
— Wykorzystać? — jęknęła — Co? Powtarzam, że przebiegłam oczami ledwie parę wierszy, gdy ta... O zbrodniczej szajce, o grożącem i mnie niebezpieczeń-