scu, w którem się znajdują. Teraz dopiero, posłyszawszy słowa Wazgirda, zmięszała się nieco i poszła przodem do gabinetu, gdzie wnet oboje zajęli miejsca.
— Pragnie, pan hrabia — wymówiła, odpowiadając na poprzednie pytanie — poznać szczegóły tej napaści? Niestety, nie wiele dodać mogę. Powróciłam właśnie z więzienia, odzyskawszy wolność, do domu i przeglądałam w szufladach biurka papiery, gdy wtem rozległ się w sypialni cichy skrzyp podłogi, a później...
— Przeglądała pani papiery? — przerwał szybko Wazgird opowieść Marysieńki i wydawało się, że ten okrzyk wydarł mu się mimowolnie. — Czy wśród nich znalazło się coś ciekawego?
Marysieńki nie uderzyły niezwykłe słowa hrabiego. Drgnęła gwałtownie. Teraz dopiero przypomniała sobie list męża i medaljon, odnalezione w skrytce na biurku. Toć dzięki temu odkryciu jej los się zmieni, będzie w stanie udowodnić swą niewinność.
Tak! tak... — odrzekła pospiesznie, nie zamierzając owych szczegółów ukrywać przed swym wybawcą. — Znalazłam przypadkowo list mego nieszczęsnego męża, pisany, zapewne, na parę godzin przed śmiercią! List, który wyjaśnia wszystko.... Pisze w nim Tadeusz, iż jacyś wrogowie czyhają na jego życie. Prócz listu, medaljon
— Wrogowie czyhają na życie? — powtórzył wazgird a w głosie zadrżał tłumiony niepokój — Jacy? Wymienił ich nazwiska?
— Nie zdążyłam listu przeczytać! Bo zaledwie przebiegłam oczami parę wierszy, napadła na mnie ta kobieta
— Gdzie ten list?
— Tutaj — wskazała ręką w kierunku biurka. Rzuciłam go wraz z medaljonem w ciemnościach na stół! Ale musi tam leżeć! Zaraz go przyniosę i przeczytamy wspólnie! Bo przed panem hrabia nie mam żadnych sekretów.
Powstawszy z fotela, skierowała się w stronę biurka Naraz zbladła. Choć pamiętała dobrze, że list i medaljon leżał na stole, choć zajrzała pod biurko i sprzęty najbliższe — listu i medaljonu brakło.
— Zginęły — zawołała z rozpaczą.
Hrabia pospiesznie zerwał się z miejsca i z kolei rozpoczął poszukiwania. Czynił to niezwykle gorliwie, jakgdyby mu jeszcze bardziej, niżli Marysieńce, zależało na odzyskaniu zguby. Ukląkł nawet na podłodze i pochylo-
Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/33
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.