Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wysoka, siwa kobieta o złym i zawziętym wyrazie twarzy. Stała, oślepiona potokami elektryczności, a w źrenicach jej na sekundę odbiło się przerażenie.
— Chwytajcie zbrodniarkę! — krzyknął Den i rzucił się naprzód.
Ale, przestrach, wywołany świadomością, że wpadła w zasadzkę, nie długo paraliżował ruchy wiedźmy. Ocknęła się z oszołomienia, rzucając się błyskawicznie do ucieczki. Lecz Den już zdążył ją pochwycić za ramię. Tu jednak spotkał go zawód. Bo, jeśli sądził, że łatwo da sobie radę ze starą kobietą, ze zdumieniem stwierdzał, że jest ona obdarzona wprost atletyczną siłą. Nietylko wyrwała się z objęć Dena, lecz zdzieliła go takiem uderzeniem w brzuch, że na chwilę zabrakło mu tchu.
— Łapcie, tę djablicę, bo ucieknie!... — wybełkotał.
Sorel wraz z Gwiżdżem, rzucili się na pomoc. Nie zdało się to na wiele. Wiedźma obaliła niespodzianem kopnięciem kapitana, a choć Gwiżdż, w tejże sekundzie pochwycił ją za włosy i mocno szarpnął, nie wydała okrzyku bólu.
Przeciwnie, niby ostatecznie oswobodzona od napastników, oderwała się od nich i skoczyła w ciemny kąt sali. W ręku zaś Gwiżdża pozostała tylko siwa peruka.
— Hopkins! Przeklęty Hopkins! — wykrzyknął, zdoławszy rozpoznać rysy, uciekającego. — To on się ukrywał pod postacią siwowłosej wiedźmy!
Potrząsając z pasją, trzymaną w ręku peruką, pobiegł wślad za nim. Również Sorel i Den, którzy teraz pojęli, czemu tak wielką siłą był obdarzony ich przeciwnik w spódnicy. Lecz, rychło rozległ się trzask, niby pośpiesznie zamykanych drzwiczek, a miast Hopkinsa wyrósł przed nimi gładki mur.
— Zdołał uciec potajemnem przejściem! — z gniewem wykrzyknął Gwiżdż. — Toć chyba i my odnajdziemy te drzwiczki.
W tejże chwili nadbiegła Marysieńka, która przyświecała walce swą latarką. Lecz, jej promień nie mógł wykryć w ścianie najlżejszej szczeliny.
Natomiast, z drugiej strony muru, rozległ się drwiący głos Hopkinsa. Powoli, po angielsku, wymawiał on zdanie za zdaniem.