Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na szczęście, zbadałem plan! Zaraz tu nacisnę guziczek, który nam zabezpieczy swobodną drogę! Powinien się znajdować około drzwi...
W rzeczy samej, natrafił ręką na jakąś wypukłość. Nacisnął i rozległ się przyciszony szmer. Zanim, ktokolwiek zdołał go powstrzymać, wbiegł na to samo miejsce, skąd znikła niedawno łopata i uderzył nogą o podłogę.
— Hurra! — zabrzmiał okrzyk triumfu. — Wszystko się zgadza! Sprężyna zamknęła zapadnię! Możecie iść śmiało!
— Boję się! — wyszeptała Marysieńka.
— Niema czego się obawiać! — wesoło dodawał otuchy. — Jeśli, poradziłem sobie z jednem niebezpieczeństwem i z resztą łatwo sobie poradzę! Tylko proszę, natychmiast, skierować się w bok!
Rzucił się w stronę ściany i dawał im rękami znaki, żeby zbliżyli się do niego. Pośpiesznie, wykonali ten rozkaz, choć Marysieńka i Sorel, przechodząc przez zdradziecki pomostek, z lękiem patrzyli pod swe stopy.
— A teraz, patrzcie! — zawołał, gdy utworzyli z nim jedną grupę — Tylko, nie ruszajcie się z miejsca!
— Niespodzianie wyskoczył na środek podziemnej izby, wykonał parę kroków i błyskawicznie powrócił do nich.
— Patrzcie, co nastąpi! — powtarzał.
W tejże prawie sekundzie, owe niewyraźne figury, których początkowo nie sposób było rozejrzeć śród ciemności, poruszyły się gwałtownie. Wyglądało to tak, jakby jacyś klęczący ludzie, podnieśli się do góry i szli na spotkanie, pojawiającego się w niesamowitej sali przybysza. Zaiste, dziwaczne przystrajały ich ubiory. Jeden nosił zbroję i przypominał średniowiecznego rycerza, drugi szaty francuskiego markiza, inny znów habit mnicha, a nie brakło i cyganki, w krótkiej, czerwonej spódniczce i dzwoniącym naszyjniku z cekinów.
— Maskaradowy korowód! — cicho wymówiła Marysieńka, bojaźliwie tuląc się do muru.
— Maskaradowy? Raczej zbójecki!
Nagle wzniosły się dłonie figur, a z ukrytych w ich rękach pistoletów jęły padać strzały. Gęste, wymierzone, we wszystkie strony. Musiały one dosięgnąć każdego, kto się w podziemiach znalazł, z wyjątkiem miejsca, w któ-