Strona:PL Spyri Johanna - Heidi.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podał jej pan Sesemann rękę, zapewniając, że ani on, ani Klara nigdy o niej nie zapomną. Życzył jej szczęśliwej podróży, a Heidi także podziękowała mu za wszystkie dobrodziejstwa, na końcu zaś rzekła:
— Zasyłam serdeczne pozdrowienie panu doktorowi i dziękuję mu stokrotnie!
Zapamiętała bowiem dobrze, jak ją zapewniał, że „jutro wszystko będzie dobrze“! Tak się też stało dosłownie.
Wsadzono Heidi do powozu, potem umieszczono koszyk, paczkę z zapasami i Sebastjana. Pan Sesemann zawołał raz jeszcze: — Szczęśliwej drogi! Potem powóz ruszył.
Heidi trzymała, siedząc w wagonie, koszyk na kolanach, gdyż za nic nie chciała się z nim rozstać na chwilę nawet. Były tam bułeczki dla babki, pilnowała ich tedy troskliwie, co pewien czas zaglądając, czy nie zginęły. Przez kilka godzin siedziała jak trusia, uświadamiając sobie teraz dopiero dokładnie, że wraca do dziadka, na halę, do babki i Pietrka-koźlarza. Przed oczyma stanęło jej wszystko jak żywe, w głowie zaczęły krążyć nowe myśli, wkońcu zaś spytała trwożnie:
— Sebastjanie! Czy babka na hali nie zmarła podczas mej, tak długiej nieobecności?
— Nie, nie! — uspokajał ją. — Miejmyż nadzieję, że żyje i zdrowa!
Heidi zadumała się znowu, czasem zaglądając do koszyka, gdyż główną jej chęcią było dowieźć bułeczki i położyć babce na stole. Po kilku godzinach ozwała się znowu:
— Sebastjanie! Radabym bardzo wiedzieć na pewno, że babka żyje jeszcze!
— O tak, tak! — odparł rozespany Sebastjan. — Żyje, zapewne... czemużby żyć nie miała?
Potem Heidi zasnęła. Ubiegła noc była wielce niespokojna, wstała potem wcześnie, to też zapadła w sen głęboki i zbudziła się dopiero gdy Sebastjan zaczął nią potrząsać, wołając: